Mariusz Tryba – Pokazać Jezusa
styczeń 2008r.
Słowa i muzyka : Mariusz Tryba (z wyj. „Nie patrz na wino” – Przyp.23,31-35)
W nagraniu płyty udział wzięli :
Iwona Tryba – śpiew (3,5,7,9), chórki
Marzena Urbańska – śpiew (1,10), chórki
Dorota Sumińska – śpiew (6,8)
Andrzej Górecki – skrzypce
Matan – flety
Łukasz Reizing – bas
Paweł goliński – bas (8)
Krzysztof ‚Kmieta’ Kmiecik – bas (1,7)
Paweł Kląskata – bas (2)
Tomasz ‚Migdał’ Zatorski – bas (10)
Jakub ‚Clama’ Brodziak – perkusja
Mariusz ‚Maniek’ Tryba – gitary, śpiew
Autorska płyta Mariusza Tryby – gitarzysty „Pomocu Duchowej”. Główną wokalistką jest tu żona Mariusza – Iwona Urbańska-Tryba.
Mariusz i Iwona są też założycielami i liderami grupy „daMYrade”.
Mam na imię Mariusz. Moje życie właściwie od urodzenia przewijało się wokół alkoholu, ponieważ moi rodzice byli zniewoleni alkoholizmem, już w dzieciństwie poznałem strach przed milicją interweniującą w naszym domu. Poznałem głód, gdyż zdarzało się, że jako czterolatek zostawałem na parę dni sam w domu, często bez kawałka chleba. Kiedy skończyłem 6 lat sąd odebrał mnie moim rodzicom i na wychowanie wzięli mnie dziadkowie. Niestety miałem pociąg do alkoholu, już w młodym wieku, mając 14 lat zacząłem upijać się regularnie co tydzień. Dziadkowie byli starszej daty, więc łatwiej było mi to przed nimi ukrywać. Z roku na rok moje pijaństwo były coraz częstsze, a ciągi picia dłuższe. Z czasem doszła marihuana i amfetamina. Ledwo udało mi się skończyć szkołę zawodową.
Potem piłem już codziennie miesiącami, nawet służba wojskowa nic w tym nie pomogła. Mimo, że przez pijaństwo byłem często karany aresztem. Po wojsku właściwie w ogóle nie trzeźwiałem, piłem w dzień i w nocy. Oczywiście przez taki tryb życia nie byłem w stanie pracować, więc popełniałem przestępstwa w celu zdobycia pieniędzy na alkohol itp. Jak można się domyślać skończyło się to trzykrotnym pobytem w zakładzie karnym. W międzyczasie poznałem dziewczynę, którą poślubiłem, mając nadzieję, że się ustatkuje. Zawsze siebie okłamywałem, że nie mam problemu z piciem i, że jak się ożenię to nie będę pił, ale to było tylko jedno z wielu oszustw jakim mnie wtedy karmił diabeł. Byliśmy małżeństwem dwa lata, w tym czasie dwa razy byłem zaszyty, ale esperal przepijałem, odebrali mi prawo jazdy, które miałem ledwie siedem miesięcy. Ostatnie pół roku do domu przychodziłem codziennie pijany, aż któregoś razu skończyła się cierpliwość żony i musieliśmy się rozstać. Przez te wszystkie lata próbowałem sobie w różny sposób pomóc, poprzez zamknięte i otwarte ośrodki odwykowe, dwa lata monaru itp., ale bez skutku, bo gdy tylko pojawiałem się na zewnątrz, po krótkim czasie wracałem do nałogów. Zacząłem już pić denaturat jak wodę mineralną, nie miałem już nikogo i nic, spałem po klatkach schodowych, piwnicach, melinach itp. Miałem wtedy dopiero 29 lat, ale nie chciałem już żyć, chciałem żeby to się już wszystko skończyło, wiedziałem, że już nigdy nie wyjdę z nałogów, nie miałem już nawet siły na kolejną walkę, którą dziesiątki razy i tak przegrywałem. Pragnąłem się zapić na śmierć, bo nie miałem odwagi w inny sposób odebrać sobie życia. Gdy byłem bardzo głodny, a miałem pieniądze, to specjalnie nie kupowałem jedzenia by się szybciej wykończyć.
Pewnego dnia, gdy siedziałem sobie w parku na ławce, poznałem Henia; pastora Chrześcijańskiego Kościoła Baptystycznego. Powiedział mi, że jest dla mnie nadzieja, powiedział mi o Jezusie. Oczywiście nie wierzyłem w to co mówi, ale nie miałem odwagi mu o tym powiedzieć, żeby go nie urazić. Mimo to zacząłem go odwiedzać, zacząłem chodzić czasem na nabożeństwa, zaczęło mnie tam ciągnąć i było to coś wtedy dla mnie niezrozumiałego. Ludzie z tamtego środowiska modlili się o mnie i pościli, ale moje serce było na to zamknięte i powracałem na DNO, na swoją klatkę schodową. Którejś nocy leżąc na betonie zacząłem się modlić bez wiary, ale z nadzieją, tymi słowami: „Boże jeżeli to co ci ludzie mówią jest prawdą i faktycznie jesteś Wszechmogący, to spraw bym w Ciebie uwierzył”. Oczywiście raz na jakiś czas przychodziłem do zboru, tam też poznałem ludzi z misji „Coffee House”, którzy też nie szczędzili mi rozmów i modlitw. Pojechałem kiedyś z Heniem na ewangelizacje, którą prowadził i zwiastował tam ewangelię, byłem z nim na takich spotkaniach nie raz, ale wtedy w pewnym momencie od środka tak zostałem dotknięty, że zacząłem płakać jak małe dziecko, ja człowiek należący do subkultury więziennej grypsujących gdy siedziałem, zacząłem w miejscu publicznym naprawdę prawdziwie płakać. Płakałem całą drogę powrotną w samochodzie. Przez prawie 300 km próbowałem Heniowi powiedzieć zdanie „HENIU JA WIERZĘ W BOGA”, nie wiem czemu, ale wykrztusiłem to z siebie dopiero na drugi dzień. Od tamtej pory zacząłem inaczej traktować to co do mnie ludzie mówią o Jezusie, zacząłem czytać Pismo Święte, a wcześniej nie czytałem nigdy książek, przyjaciele z misji Coffee House pomogli mi załatwić formalności bym mógł zacząć terapie w Chrześcijańskim Ośrodku Odwykowym Teen Challenge w Broczynie.
Od tamtego czasu moje życie zmieniło się w sposób cudowny, Poznałem Pana Jezusa osobiście, wiele razy czułem jego obecność w sposób trudny do opisania, oddałem mu swoje życie, manifestując to przyjętym w 2003 roku chrztem wodnym. Bóg, który jest żywym realnym prawdziwym Bogiem zmienił mój umysł, moje życie, moje wartości. Na dzień dzisiejszy mam dach nad głową, mam nową rodzinę, żonę, która od dzieciństwa żyje z Panem. Bóg dał mi talent, który używam do zwiastowania ewangelii, gram na gitarze w różnych projektach nakierowanych na uwielbienie Jezusa i śpiewaniu o Nim. Bóg otwiera przede mną drzwi do zakładów karnych, poprawczaków, ośrodków odwykowych, gdzie poprzez muzykę i świadectwo mogę się dzielić Dobra Nowiną z ludźmi, którzy błądzą jak ja kiedyś.
Mogę im przekazać, że jest realna nadzieja. Założyłem również zespół z osobami niepełnosprawnymi, gdzie wspólnie ze sceny śpiewamy o Bogu i o tym, że On nie ma względu na osobę. Dziś w moim życiu alkohol, narkotyki, papierosy oraz przestępstwa nie istnieją.! Dlatego, że powierzyłem moje wady w ręce Pana Jezusa. Powierzyłem Jemu siebie, swoją rodzinę, aby doprowadził nas do życia w niebie.
Dopóki swoim życiem kierowałem sam, za każdym razem błądziłem, upadałem i budziłem się w więzieniu ,lub na klatce schodowej. Nigdy nie miałem siły, by coś z tym zrobić, nigdy żaden człowiek mimo szczerych chęci, nie był w stanie mnie zmienić. Chce powiedzieć wszystkim tym ,którzy czytają teraz moje świadectwo, że Pan Jezus tak samo jak 2000 lat temu przywracał ślepcom wzrok, uzdrawiał chorych, dziś jest taki sam i takie same cuda czyni i może nas uzdrowić i uwolnić ze wszystkich chorób i zniewoleń .
Jezus nie ma względu na osobę. Dziękuję Jemu za nowe życie, Chwała Panu Jezusowi.
Potem piłem już codziennie miesiącami, nawet służba wojskowa nic w tym nie pomogła. Mimo, że przez pijaństwo byłem często karany aresztem. Po wojsku właściwie w ogóle nie trzeźwiałem, piłem w dzień i w nocy. Oczywiście przez taki tryb życia nie byłem w stanie pracować, więc popełniałem przestępstwa w celu zdobycia pieniędzy na alkohol itp. Jak można się domyślać skończyło się to trzykrotnym pobytem w zakładzie karnym. W międzyczasie poznałem dziewczynę, którą poślubiłem, mając nadzieję, że się ustatkuje. Zawsze siebie okłamywałem, że nie mam problemu z piciem i, że jak się ożenię to nie będę pił, ale to było tylko jedno z wielu oszustw jakim mnie wtedy karmił diabeł. Byliśmy małżeństwem dwa lata, w tym czasie dwa razy byłem zaszyty, ale esperal przepijałem, odebrali mi prawo jazdy, które miałem ledwie siedem miesięcy. Ostatnie pół roku do domu przychodziłem codziennie pijany, aż któregoś razu skończyła się cierpliwość żony i musieliśmy się rozstać. Przez te wszystkie lata próbowałem sobie w różny sposób pomóc, poprzez zamknięte i otwarte ośrodki odwykowe, dwa lata monaru itp., ale bez skutku, bo gdy tylko pojawiałem się na zewnątrz, po krótkim czasie wracałem do nałogów. Zacząłem już pić denaturat jak wodę mineralną, nie miałem już nikogo i nic, spałem po klatkach schodowych, piwnicach, melinach itp. Miałem wtedy dopiero 29 lat, ale nie chciałem już żyć, chciałem żeby to się już wszystko skończyło, wiedziałem, że już nigdy nie wyjdę z nałogów, nie miałem już nawet siły na kolejną walkę, którą dziesiątki razy i tak przegrywałem. Pragnąłem się zapić na śmierć, bo nie miałem odwagi w inny sposób odebrać sobie życia. Gdy byłem bardzo głodny, a miałem pieniądze, to specjalnie nie kupowałem jedzenia by się szybciej wykończyć.
Pewnego dnia, gdy siedziałem sobie w parku na ławce, poznałem Henia; pastora Chrześcijańskiego Kościoła Baptystycznego. Powiedział mi, że jest dla mnie nadzieja, powiedział mi o Jezusie. Oczywiście nie wierzyłem w to co mówi, ale nie miałem odwagi mu o tym powiedzieć, żeby go nie urazić. Mimo to zacząłem go odwiedzać, zacząłem chodzić czasem na nabożeństwa, zaczęło mnie tam ciągnąć i było to coś wtedy dla mnie niezrozumiałego. Ludzie z tamtego środowiska modlili się o mnie i pościli, ale moje serce było na to zamknięte i powracałem na DNO, na swoją klatkę schodową. Którejś nocy leżąc na betonie zacząłem się modlić bez wiary, ale z nadzieją, tymi słowami: „Boże jeżeli to co ci ludzie mówią jest prawdą i faktycznie jesteś Wszechmogący, to spraw bym w Ciebie uwierzył”. Oczywiście raz na jakiś czas przychodziłem do zboru, tam też poznałem ludzi z misji „Coffee House”, którzy też nie szczędzili mi rozmów i modlitw. Pojechałem kiedyś z Heniem na ewangelizacje, którą prowadził i zwiastował tam ewangelię, byłem z nim na takich spotkaniach nie raz, ale wtedy w pewnym momencie od środka tak zostałem dotknięty, że zacząłem płakać jak małe dziecko, ja człowiek należący do subkultury więziennej grypsujących gdy siedziałem, zacząłem w miejscu publicznym naprawdę prawdziwie płakać. Płakałem całą drogę powrotną w samochodzie. Przez prawie 300 km próbowałem Heniowi powiedzieć zdanie „HENIU JA WIERZĘ W BOGA”, nie wiem czemu, ale wykrztusiłem to z siebie dopiero na drugi dzień. Od tamtej pory zacząłem inaczej traktować to co do mnie ludzie mówią o Jezusie, zacząłem czytać Pismo Święte, a wcześniej nie czytałem nigdy książek, przyjaciele z misji Coffee House pomogli mi załatwić formalności bym mógł zacząć terapie w Chrześcijańskim Ośrodku Odwykowym Teen Challenge w Broczynie.
Od tamtego czasu moje życie zmieniło się w sposób cudowny, Poznałem Pana Jezusa osobiście, wiele razy czułem jego obecność w sposób trudny do opisania, oddałem mu swoje życie, manifestując to przyjętym w 2003 roku chrztem wodnym. Bóg, który jest żywym realnym prawdziwym Bogiem zmienił mój umysł, moje życie, moje wartości. Na dzień dzisiejszy mam dach nad głową, mam nową rodzinę, żonę, która od dzieciństwa żyje z Panem. Bóg dał mi talent, który używam do zwiastowania ewangelii, gram na gitarze w różnych projektach nakierowanych na uwielbienie Jezusa i śpiewaniu o Nim. Bóg otwiera przede mną drzwi do zakładów karnych, poprawczaków, ośrodków odwykowych, gdzie poprzez muzykę i świadectwo mogę się dzielić Dobra Nowiną z ludźmi, którzy błądzą jak ja kiedyś.
Mogę im przekazać, że jest realna nadzieja. Założyłem również zespół z osobami niepełnosprawnymi, gdzie wspólnie ze sceny śpiewamy o Bogu i o tym, że On nie ma względu na osobę. Dziś w moim życiu alkohol, narkotyki, papierosy oraz przestępstwa nie istnieją.! Dlatego, że powierzyłem moje wady w ręce Pana Jezusa. Powierzyłem Jemu siebie, swoją rodzinę, aby doprowadził nas do życia w niebie.
Dopóki swoim życiem kierowałem sam, za każdym razem błądziłem, upadałem i budziłem się w więzieniu ,lub na klatce schodowej. Nigdy nie miałem siły, by coś z tym zrobić, nigdy żaden człowiek mimo szczerych chęci, nie był w stanie mnie zmienić. Chce powiedzieć wszystkim tym ,którzy czytają teraz moje świadectwo, że Pan Jezus tak samo jak 2000 lat temu przywracał ślepcom wzrok, uzdrawiał chorych, dziś jest taki sam i takie same cuda czyni i może nas uzdrowić i uwolnić ze wszystkich chorób i zniewoleń .
Jezus nie ma względu na osobę. Dziękuję Jemu za nowe życie, Chwała Panu Jezusowi.